Piękny niedzielny poranek i dylemat: gdzie spędzić czas z rodziną. Jedną z opcji jak zwykle przy tak pięknej pogodzie jest zatłoczony deptak w Krynicy i lody, albo uciec na łono natury.
Nie trzeba było dużo wymyślać. Bierzemy samochód i w teren. Kierunek: Bieliczna. Uwielbiamy takie miejsca, gdzie można się chwilę zatrzymać, zastanowić i porzucić codzienny pęd i po prostu pobyć razem z dala od gwaru i tłumu.
Po drodze cudowne widoki. Spoglądając z góry na Tylicz, ku uciesze tych najmłodszych członków rodziny, można było po drodze przyglądnąć się pasącym krowom, koniom, baranom, co w obecnych czasach zaczyna być już rzadkością.
Największą frajdą dla nas było nieplanowane grzybobranie. Przejeżdżając przez las zauważyliśmy przez okno mnóstwo żółtawych kapeluszy wyłaniających się spod roślinności. Wydawało się, że nie było temu końca. Widocznie dawno nikt nie odwiedzał tych miejsc. I tak zebraliśmy całą siatkę:)
W końcu dotarliśmy na miejsce – bardzo urokliwe. Mała cerkiewka niosąca ze sobą długą i niejednokrotnie okrutną historię. Cerkiew została zbudowana we wsi Bieliczna, położonej w dolinie rzeki Białej u południowego wzgórza Lackowej. Wieś ta niestety została spalona podczas „Akcji Wisła. Ostała się tylko cerkiew, która po wojnie została przekazana parafii rzymskokatolickiej i tak niszczała opustoszona, dopiero w roku 1985 została zrekonstruowana przez ówczesnego proboszcza Banicy. Za cerkwią znajduje się mały cmentarz.
Mnie ujęły dwa potężne drzewa, wznoszące swoje bujne korony ponad cerkiewką. Porównuje się je do nierozłącznego małżeństwa, które łączy się ze sobą w górze.
Dzieci pobawiły się trochę w wodzie, zamaczając stopy i brodząc po kostki, zrobiliśmy krótką przerwę na posiłek i korzystając z pięknej pogody kontynuowaliśmy podziwianie pięknego krajobrazu.
Jednodniowy, rodzinny wypad do Bielicznej uważam za udany i polecam każdemu jako wspólnie spędzony czas z rodziną.